2021-06-01 09:56:57
to nie do końca pasta, a historia poniekąd prawdziwa. Niby legenda kurierki, ale opowiadali ją nawet ludzie z wyższych stanowisk na szkoleniach. I piszę to jako pracownik Supply Chain.
Kiedyś te kurwy przeszły same siebie w "bezkompromisowej obsłudze klienta".
Pewna babcia z Podkarpacia pojechała niegdyś nad polskie morze. Była tak zżyta ze swoim sierściuchem, że postanowiła go zabrać ze sobą. Prawdopodobnie nawet dziewięć żyć nie starczyło jebańcowi, by znieść podróż w PKP (Polskich Kiblach Posranych) i spadł z rowerka.
Zrozpaczona babcia nie chciała się w taki sposób żegnać z ukochanym kotkiem, i chciała go zakopać w swoim ogródku w podkarpackim kurwidołku.
Słusznie uznała, że nawet trup może nie znieść podróży powrotnej via pekape.
W przypływie dużej ilości słońca na łeb, uznała, że najlepszym sposobem będzie wysłanie kotka pocztą. Zasadniczo to nawet nie pocztą, a kurierem, bo o dziwo uznała, że poczta to tez chujowy pomysł (w sumie powtórne awizo na zdechłego kota musiałoby być zajebiste, może te stare kurwy wyzdychałyby od smrodu na tej gównianej poczcie xD).
Zamówiła więc kuriera, zapakowała truchło do pudełka i wysłała w podróż przez calutką, jebaniutką Polskę.
Czy komuś coś tu śmierdzi w tej historii?
Otóż na pewnej sortowni odkryli co dokładnie. Kiedy znaleźli podejrzaną paczuszkę, kierując się głównie węchem, zdziwko było nie małe, gdy zajrzeli do środka.
Słońce grzało chyba jednak nie tylko nad morzem, bo w przypływie zajebistości uznali, że to oni są winni śmierci kotka, którego ktoś wysłał w sposób niezbyt odpowiedzialny, bo bez naklejki "Uwaga szkło! - nie kop paczki kurierze!".
Zajebistym pomysłom nie było końca, więc wysłali jednego z nich do schroniska, by znalazł podobnego sierściucha.
Wpakowali dublera do pudełka, wycieli mu dziurki, by mógł sobie oddychać i wysłali paczkę dalej, udając że totalnie nic dziwnego się nie odjebało. Dzień jak co dzień w kurierce...
O ile ta historia jest prawdziwa, to ciekawi mnie tylko mina staruszki jak odebrała paczkę po powrocie xD
140 views06:56